środa, 31 października 2012

Franciszka

Dzisiaj w końcu zobaczyłam i otrzymałam akt zgonu mojej praprababci Franciszki Górnej z domu Czesławskiej !




Jej śmierć zgłosiła mieszkająca z nią córka - Salomea Strzelecka . Zmarła 11. 06. 1931 r.

Wynika z tego dokumentu, że była córką gościnnych, myślę że to właściciele jakiegoś zajazdu ? Karczmy ? Rodzicami byli Dominik i Joanna. Zmarli w Gębicach !

Nie mogę się doczekać wizyty w piątek w archiwum, może znajdę coś ciekawego ?

A może Marcin i Franciszka Górni wcale nie przeprowadzili się do Gębic z powodu wygody, tylko po to aby opiekować się rodzicami Franciszki ??

Dzięki stronie http://poznan-project.psnc.pl/

myślę, że znalazłam ślub rodziców Franciszki.

Dominik Czesławski ur. 1822 poślubił Juliannę (Joannę) Szymańską (wdowę) z domu Matuszkiewicz ur. 1822 roku. Ślub odbył się w 1852 roku w Sławsku Wielkim. Czyli rok przed urodzeniem Franciszki !

Wychodziłoby z tego że doszłam do szóstego pokolenia !


Do piątku !

piątek, 26 października 2012

A może rodzina ?

Zapomniałam wspomnieć o poszukiwaniach dalszej-bliższej rodziny Górnych w Kamieńcu (k.Trzemeszna)

Jak wynikało z aktu zgonu Marcina Górnego
urodził się on w Kamieńcu jako syn Andrzeja i Zuzanny Górnych. Idąc za ciosem razem z siostrą pojechałyśmy do Kamieńca. Najpierw był zwiedzony cmentarz a tam parę grobów Górnych





Potem pojechałam do proboszcza parafii w Kamieńcu czy czasem nie ma może 'rejestru' pochówków na cmentarzu a Kamieńcu, liczyłam że któryś z obecnych grobów jest "na" grobie Zuzanny i Andrzeja. Niestety w oczach księdza się wygłupiłam, a żaden proboszcz takimi pierdółkami się nie zajmuje. Eh.... No nic odeszłam z kwitkiem. 


 Swoją drogą kościół  - piękny !


Kolejny punkt zatrzymania - sklep - najlepsze źródło informacji na wsi - tam dowiedziałam się, że Górni mieszkają w Kamieńcu chyba od zawsze. Mieszkają na "hubach" . Droga faktycznie jak na koniec świata. Wzdłuż jeziora, niedaleko zagajnik. I wyłoniło nam się stare gospodarstwo.


Okazało się że ludzie tam mieszkający są bardzo sympatyczni. Udało nam się z siostrą porozmawiać z seniorem Górnych. Ale jesteśmy ciapy bo nawet nie wiemy jak ten Pan miał na imię :)
To chyba z przejęcia ! Powiedział nam że czasy Marcina Górnego są bardzo odległe - on sam ma ok. 80 lat. Kojarzył z opowiadań rodzinę Górnych z Gaju i Gębic, ale to było tak dalekie skoligacenie że nie utrzymywali kontaktu.
Stwierdził, że musimy być rodziną, ponieważ w Kamieńcu zawsze tylko w tym miejscy mieszkali Górni, w jego przeświadczeniu na pewno od 1800 roku.
Obiecałyśmy że odezwiemy się jak tylko ustalimy nasze pokrewieństwo ! Sama rodzina jest bardzo ciekawa naszych poszukiwań i wyników !
Sądząc po obejściu gospodarstwo 100 lat temu musiało być duże ok.30-40 ha. Budynki a w szczególności mur przy wejściu może pamiętają Marcina Górnego i jego rodziców ? :)


Na pewno nie raz tu wrócę, bo coś czuję, że to tu mieszkał Marcin. :)

Życie w spokoju

Nadszedł czas abym w końcu napisała coś nie coś o życiu moich pradziadków w Krzekotowie,

 Na zdjęciu od lewej Joanna Górna,, Aleksandra Górna (moja babcia ), Hieronim Górny, Antoni Górny a na dole ta dwójka dzieci to Magdalena Górna i Antoni Górny - mój tata. Jest to zdjęcie z 1957 roku.


Moi pradziadkowie kupili to gospodarstwo od pana Pasińskiego. Miało 15 ha, duże budynki i dom, który kiedyś był pocztą, później domem pastora.

Zakupili je w 1949 roku, zapisując je od razu na syna Hieronima.

Ostatnie lata ich życia w Krzekotowie był udanymi. Otoczeni wnukami.

Niestety szybko zmarli. Oboje  w 1963 roku, najpierw Joanna, a później Antoni.

Joanna zmarła na raka przełyku - choroba rodzinna na to samo zmarł jej ojciec. Antoni - na zawał.
Przy ich śmierciach była obecna moja babcia Ola.
W szczególności śmierć teścia nią wstrząsnęła. Była z nim u rodziny Strzeleckich w Mokrym, aby wyprać i wyprasować ubrania - w Krzekotowie nie było wtedy jeszcze prądu. Miała do wyprasowania jeszcze jedną koszulę, ale Antoni poganiał ją i kazał zostawić na później tą koszulę. Chciał jak najszybciej wracać do domu. Wsiedli do bryczki, w połowie drogi między Krzekotowem a Mokrym zatrzymał konie, aby załatwić potrzebę. Ledwo wysiadłszy przewrócił się i zmarł.

Nie wyobrażam sobie co musiała przeżyć moja babcia, konie nie chciały się ruszyć, ciemna droga, noc.
Na szczęście z jednego z domostw gospodarz pomógł babci ujarzmić konie i zająć się nieboszczykiem.

Pradziadkowie leżą na cmentarzu w Słaboszewie, gdzie do dziś jest ich grób.

Dzisiejszy wpis nie należał do radosnych, ale żeby móc skupić się na konkretnych opowieściach o moim pradziadku Antonim tak właśnie zaczęłam od końca.

czwartek, 25 października 2012

Kazimiera, Władysław, Bolesław, Helena i Józef

Pięć imion w tytule posta. Pięć imion dzieci Marcina i Franciszki Górnych, które postanowiły szukać swojego szczęścia w Ameryce.

Kolejność nie przypadkowa, ponieważ tak po kolei wyjeżdżali z Polski, a raczej wypływali.


Pierwsza z nich opuściła Polskę w 1892 roku Kazimiera Górna.

Kazimiera urodziła się jako druga córka, 1874 roku w Kamieńcu. Nie wiem na czyje zaproszenie wyjechała, kto ją namówił. Z list pokładowych i portali genealogiczno- historycznych Usa, wiem tyle ile wiem o tej rodzinie. Czyli - niewiele !!!

Kazimiera Górna/Starczewska/Duda.


Kazimiera Górna przypłynęła do Nowego Jorku w wieku 18 lat, 12.09.1892 roku. Za trzy lata wyszła za mąż za Jakuba Starczewskiego (1872-1909), 14.10.1895 roku w kościele St. Mary of Perpetual w Chicago. Miała z nim piątkę dzieci (podaję od razu współmałżonków)

Frances Starczewski (1896)  1 mąż Joseph Radtke 23.08.1892-16.06.1933, ślub 20.08.1913 St. Salomea Church, 2 mąż Alex Zajaczkowski (1892)
Julia Starczewski (12.02.1904-02.1993) mąż Joseph J. Pels (1900-1983)
Marion Starczewski (03.06.1902 - 01.05.1978) mąż Edward Lukasik (1896-1975)
John Starczewski (01.05.1898- 01.06.1968)
Lillian Starczewski (07.11.1899- 11.10.1994) mąż Paul Nelson (1896)

Posiadam parę zdjęć z wyjazdu mojego pradziadka Antoniego Górnego do USA w 1955 roku. Zamieszczę je jak będę miała czas, jest na nich z Marion i Edwardem Lukasik.

Kazimiera została wdową w 1909 roku, rok później ponownie wyszła za mąż za Stanisława Dudę      (1884-1928). Przyjechała z nim do Polski w 1926 roku, i tak się stało że w tym czasie na świat przyszła dwójka dzieci. Siostrzenica Leonarda Strzelecka (córka Salomei) i bratanek Konrad Górny ( syn Antoniego). U obu dzieci Kazimiera i Stanisław Duda byli rodzicami chrzestnymi.

I drugi mąż Kazimiery znów ją owdowił.
Kazimiera zmarła 14.08.1939 roku w Chicago, pochowano ją na cmentarzu St. Olivet .


Władysław Górny urodzony 25.04.1877 roku,  wypłynął jako drugi, płynął on na zaproszenie szwagra - Jakuba Starczewskiego.
 Przypłynął do Nowego Jorku w 1893 roku, mając 16 lat !!!
Poznał Polkę - Stanisławę Woźniak, z którą się ożenił 29.05.1899 roku w St. Mary of Perpetual Help Church w Chicago.

Mieli szóstkę dzieci :

Frances Gorney (1901-1927)
Alexander Gorney (1902)
Gertrude Gorney (1904)
Genevive Gorney (1906)
Mary Gorney (1907)
John Gorney (1909)

Wiem bardzo mało o Władysławie, nie mam żadnych zdjęć jego rodziny, z nimi samymi mało kto utrzymywał kontakt - dlaczego ? Nie wiem.

Władysław Górny zmarł 22.08.1947 r. w Chicago.


Następną postacią jest Bolesław Górny, urodzony 30.11.1882 roku w Ostrowie (mogileńskim). Przypłynął do Nowego Jorku 24.03.1905 roku. Szybko znalazł wybrankę serca - Weronikę Polak.

Pobrali się 8.05.1906 r.
To zaświadczenie o ich ślubie, odnalezione w sieci.

Mieli siódemkę dzieci (podam od razu małżonków)

Martha Gorney ( 30.04.1907 Chicago-1.04.1974 Santa Clara)
Victor Gorney (27.11.1910 Chicago -1.05.1985 Williams Coconino) żona Mae (1910-1991)
Edward Gorney (11.11.1912 Chicago - 12.08.1973 Chicago) żona Mary (1916-1999)
Lillian Gorney ( 27.08.1914 Chicago - 11.03.1991), mąż o nazwisku Hill
August Gorney (1915- ?)
Erwin Gorney (20.06.1917 Chicago - 13.06.1999 Dolton) żona Viola
Irene Gorney ( 27.08.1919 Chicago - 11.03.1991 Santa Clara)

Bolesław zmarł 18.03.1938 roku w Chicago, jego żona Weronika Polak ur. 25.06.1882 Liebenburg zmarła 03.05.1936 roku w Chicago.

Z tą rodziną również nie utrzymywano kontaktu.


Za siostrą i dwójką braci, wyjechała i Helena Górna. Urodziła się 18.04.1885 roku w Ostrowie, chrzest miała 19.04.1885 roku, rodzicami chrzestnymi byli - Jan Tomaszewski z Ostrowa i Małgorzata Naporska.
Przybyła do Nowego Jorku w 1906 roku.
Za rok wyszła za mąż za Franciszka Wiśniewskiego ( 13.10.1878). Ślub odbył się 2.11.1907 roku w St. Salomea Church w Chicago.

Mieli siódemkę dzieci ( podam współmałżonków)

Bernard Wisniewski (1909)
Anna Wisniewski (1910-1929)
Felix Wisniewski (1911)
Joanna Wisniewski (02.05.1916 - żyje do dziś) mąż Frank Filewicz (1919- żyje do dziś)
Edward Wisniewski (16.11.1917)
Edmund Wisniewski (15.11.1920) żona Margaret Lovino, pobrali się 1.03.1969
Leonard Wisniewski (16.11.1920 - 27.12.2005) żona Terry

Tutaj na zdjęciu w 1955 roku w Chicago od lewej - Frank Wiśniewski i  córka Kazimiery Górnej  Franciszka Zajączkowska  i mój pradziadek Antoni Górny.


a tutaj od lewej Bernard Wisniewski z żoną i po prawo z moim pradziadkiem Antonim.





a tutaj od lewej Frank i Helena Wiśniewscy, kolejny mój pradziadek Antoni Górny.



Ten wyjazd opłacił mu i przede wszystkim zaprosił go brat Józef Górny, ostatni który wyjechał z rodzeństwa Górnych do Ameryki .

Józef Górny urodził się 24.02.1891 roku w Gaju, przybył do Usa w 1906 roku, czyli miał tylko 15 lat !!!!

Ożenił się z Amerykanką - Celiną. Byli bezdzietni.

Józef zarobił sporą sumę pieniędzy o wartości 3 gospodarstw w Polsce. Chciał wrócić do Polski i być rolnikiem. Wysłał zarobione pieniądze do rodziców Franciszki i Marcina. Poprosił aby dolary wymienili na złoto i kupili mu gospodarstwo a gdy już to zrobią wyślą mu list a on wróci do Polski. Rodzice nie posłuchali syna, tylko proboszcza z Gębic który doradził im zostawić dolary i poczekać miesiąc, wtedy dolar się umocni. Niestety w 1929 roku przyszła dewaluacja pieniądza.

Józef za zarobione pieniądze mógł kupić jedynie 5 krów.

Od tego momentu nigdy nie pytał o rodziców. Nigdy się do nich nie odezwał. A gdy  w 1962 roku przyjechał do Polski, nad ich grobem powiedział  " i co Wam przyszło z tych pieniędzy ? Nawet pomnika nie macie".

Ale wracając do tematu pobytu mojego pradziadka Antoniego u brata Józefa w Ameryce.
Tam doszło między nimi do konfliktu. Mój pradziadek Antoni chciał poznać swoje bratanice i bratanków od brci Bolesława i Władysława. Chciał odwiedzić ich groby.

Gdy usłyszał o tym Józef pogniewał się na brata. Dlaczego Józef taki był zawistny i oprócz rodziców znienawidził i braci mieszkających w Ameryce i ich rodziny ?
Tego nie wiem i zostanie to pewnie tajemnicą do końca.

Pradziadek przybył do Chicago w maju 1955 roku, wrócił już w lipcu, choć wizę miał na rok.

Józef Górny z żoną Celiną, Chicago 1926 rok.


Mam notatnik z pobytu w Ameryce, mojego pradziadka.

Ale kiedyś o tym jeszcze będzie czas żeby napisać.
Rodzina Górnych w Ameryce na pewno jest, ale nie mogę nawiązać żadnego kontaktu. Każdy w USA boi się że rodzina w Polsce nie chce kontaktów czysto genealogicznych i serdecznych. Obawiają się ukrytego interesu. Ten stereotyp Polaka chcącego się wyrwać z Polski do USA poprzez daleką rodzinę tam jest nadal  żywy. I to jest krzywdzące, bo dopóki oni nie wyciągną ręki ja mam swoje ręce genealogiczne związane.

Tym samym żegnam się z Wami. Jutro podobno ma spaść śnieg!

Nie mogę się doczekać !

środa, 24 października 2012

Salomea

Myślę, że to przed ostatni wpis, należących do dość nudnych, ale muszę jakoś wprowadzić moich czytelników i potencjalnych dalekich i bliskich krewnych w świat rodziny Górnych.

Kolejnym dzieckiem Marcina Górnego i Franciszki z Czesławskich, będzie najmłodsza córka - Salomea Górna.


Jest to postać, w naszej rodzinie, tragiczna. Może nie tak bardzo jak jej starsza siostra Pelagia Floeter, ale również jej krótkie życie nie było łatwe.

Urodziła się 15 listopada 1892 roku w Gaju. Po przeprowadzce z Gaju do Gębic życie płynęło jej beztrosko, jak miała 4 lata urodził się jej braciszek Antek. Razem dorastali.
Salomea była znana z pięknego głosu, którym wykonywała Ave Maria na ślubach koleżanek, śpiewała też w chórze.

Lata mijały, a ona nadal nie miała kandydata do jej ręki ! Z opowiadań jej najstarszej córki wiem, że Salomea była razem z swoim bratem Antonin na swatach w Skulsku. Niestety to się nie udało.

Ale może zacznę od początku, w niedzielne popołudnie pojechała Salomea z bratem Antonim i rodzicami do zamożnych rolników ze Skulska, którzy również mieli syna i córkę " na wydanie" a jak już wcześniej napisałam, Górnym zależało na uniknięciu posagu dla Salomei.

Sytuacja która się nadarzyła była świetna ! I do tego Salomei przypadł do gustu młody rolnik z Skulska. Gdy  wszyscy siadali do obiadu, na samym szczycie usiadł senior tamtej rodziny. Jako pierwszemu przypadł przywilej nakładania rosołu.
Miał on bardzo długą siwą brodę, gdy podniósł łyżkę z wazy aby się napić rosół wyleciał mu z buzi i popłynął przez brodę z powrotem do wazy.

Salomea zobaczywszy to, wybiegła z domu i zwymiotowała. Jej matka Franciszka przepraszała za zachowanie córki usprawiedliwiając że to niedojrzałe śliwki, zaszkodziły jej córce. Oczywiście w lot pojęła co się stało. I tak sposobność aby wydać dzieci z domu, nie wyszła Górnym.

Ale, jak już wcześniej napisałam kolejna okazja się nadarzyła ! I tutaj łączy się historia ślubów mojego pradziadka Antoniego z Salomei, ponieważ mężem Salomei został Antoni Strzelecki z Wylatowa, brat Joanny Strzeleckiej- mojej prababci.

                               Antoni Strzelecki

Ślub Salomei i Antoniego odbył się 19.06.1919 roku w Gębicach.

Mieszkali oni u Marcina i Franciszki Górnych w Gębicach, Marcin przepisał swojemu zięciowi Antoniemu gospodarstwo i tym samym nie było mowy o dodatkowych kosztach z posagiem.
Następnego roku, drugiego maja, urodziło się najstarsze dziecko Stanisława. Potem kolejno Irena (1921), Ludwika (1923), Władysław (1925), Leonarda (1926), Zygmunt (1931), Romuald (1933).


dzieci Salomei i Antoniego od lewej- Stanisława, Władysław, Leonarda, Irena, Ludwika. Zygmunta i Romualda nie było jeszcze na świecie.



Wiele lat Antoni Strzelecki chorował na wrzody na żołądku, parokrotnie lekarze ratowali jego życie gdy dostawał krwotoku. Jednak popołudniu 27 kwietnia 1935 roku zmarł, przyjmując rano komunię świętą.

Jego córka dziś tak wspomina jego pogrzeb " pamiętam słowa księdza na pogrzebie "Antoni ! Jaki Ty jesteś szczęśliwy, że zmarłeś w dniu gdy przyjąłeś Jezusa do serca". Pamiętam też pieśń którą śpiewali mężczyźni " Zmarły człowiecze z Tobą się żegnamy. Przyjmij dar smutku, który Ci składamy. Trochę na grób Twój porzuconej gliny, od Twych sąsiadów, przyjaciół, rodziny. Powracasz w ziemię, co Ci matką była, teraz Cię strawi- niedawno karmiła" ".

Muszę się sama przyznać, że słowa tej pieśni mną wstrząsnęły, sama nie dawno przeżyłam ogromną tragedię i uświadomiła mi jak bardzo życie jest kruche i nie my sami decydujemy o naszym życiu. Tym bardziej, że Antoni Strzelecki był rolnikiem - tak jak większość mojej rodziny.
Antoni i Salomea byli małżeństwem nie całe 16 lat.

Przechodząc do dalszej historii rodziny Salomei  - już w maju przyjechał do Gębic Julian Górny - brat Salomei, aby pomóc jej w gospodarstwie i przy siódemce osieroconych dzieci. W zamian za to dostawał jedzenie i zapasy żywności dla swojej rodziny.

Przyszła w 1939 roku wojna. Salomea musiała opuścić swoje gospodarstwo i pracować u Niemca w Dzierżążni o nazwisku Buffi. Bardzo ciężko pracowała. W wyniku czego nabawiła się "galopujących suchot".

Zmarła 27.09.1941 roku w Gębicach. I tak oto kończy się życie najmłodszej córki Marcina i Franciszki. Sami przyznacie, że życie tej rodziny nie oszczędziło. I tych dzieci.



Na koniec zamieszczę jeszcze zdjęcia ze ślubu córki Salomei i Antoniego - Ireny Strzeleckiej z Henrykiem Szpuleckim w roku 1946.



Od strony Pana Młodego siedząca para na prawo, to Joanna i Antoni Górni - moi pradziadkowie, nad Antonim, lekko w prawo stoi wysoki mężczyzna o szczupłej twarzy - jest to Julian Górny, brat mojego pradziadka. Jest to jedyne zdjęcie jakie posiadam Juliana.



Na tym kończę mój dzisiejszy post. Smutny, niestety, życie rodziny Górnych nie było łatwe, szczególnie w tak trudnych czasach jak 20 lecie międzywojenne.






wtorek, 23 października 2012

Julian Górny

Dzisiaj muszę napisać o pewnym niesamowicie miłym zdarzeniu, a właściwie zdarzeniach !

Na forum Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego, nawiązały ze mną kontakt dwie osoby w okolic Buka! 

Dzięki którym "odkrycie" Juliana Górnego jest coraz bardziej możliwe !

Pewien Pan zrobił zdjęcie aktu zgonu Eleonory Górnej- młodo zmarłej córki Juliana. 


Z tego dokumentu wynika że żoną Juliana była Pelagia Wojciechowska ! 



(pozycja 56)

Przed wczoraj odezwała się Pani Olga, odnalazła na cmentarzu św. Rocha w Buku jej nagrobek !





Jak widać na zdjęciu jest to piękny nagrobek ! Ten płaczący anioł aż mną wstrząsnął . Wielka tragedia spotkała Juliana i Pelagię, ich 26 letnia córka zmarła na zapalenie płuc. 
Wg. opowieści rodzinnych była narzeczoną lotnika, który w dniu jej pogrzebu spuścił z przelatującego samolotu mnóstwo róż nad jej mogiłą.

Grób zadbany, może ktoś z żyjących potomków Juliana i Pelagii dbają o ten nagrobek ?



Na pewno pojadę do Buku, może dowiem się czegoś więcej ?
Eleonora była 15 lat starsza od mojego dziadka Hieronima.

Na pewno ze względu na odległość i dużą przepaść wiekową, nikt z mojej najbliższej rodziny nie utrzymywał kontaktu z dziećmi Juliana i Pelagii.

 Przybliżony tekst na tablicy, dla tych co nie dowidzą napiszę jego tekst
" Tu spoczywa w Bogu
nasza najdroższa córka
i najukochańsza siostra
  ś.p.
Eleonora Górna 03.02.1905-27.08.1931
 R.I.P.



Dzisiejszy dzień uświadomił mi ile dobrych i bezinteresownych ludzi jest na świecie !

Dziękuję !

piątek, 19 października 2012

Pelgia, Leon

Ten post z kolei będzie dotyczył kolejnych dzieci Marcina i Franciszki Górnych.

Z różnych względów posiadam tylko troszkę zdjęć, i to nie całego rodzeństwa.

Dokładnych historii rodzin nie znam. Niestety moja rodzina w większości nie przykładała wagi do pamiątek rodzinnych i do wspomnień. A szkoda, bo aby zrozumieć nas dziś- trzeba sięgnąć do przeszłości.

Tak zacznę od Pelagii Górnej . Urodziła się ona w Gaju, ojciec jej Marcin miał wtedy 46 lat, a matka Franciszka 39.
W 1898 roku wyprowadziła się z swoimi rodzicami i rodzeństwem do Gębic, gdzie poznała swojego przyszłego męża Leona Floetera . Był on piekarzem. W 1907 roku zawarli związek małżeński.

                                    Pelagia i Leon


Niestety życie nie było łatwe. Urodziła pierwszą córkę Władysławę w 1909 roku. Miała ona znamię na twarzy. A że byli majętnymi ludźmi to postanowili córkę zoperować w Poznaniu.
Operacja niestety nie powiodła się i został lekki grymas twarzy.


Następną córką była Czesława urodzona w 1912 roku.
Niestety dziewczynki zostały osierocone przez matkę w 1914 roku. Pelagia dostała zawału serca i zmarła.
Los dziewczynek nie był łaskawy. Ojciec nie będąc po śmierci żony z nikim związany oddał je "na wychowanie " do rodzeństwa swojej żony.

Władysława trafiła blisko - do domu Salomei Górnej i Antoniego Strzeleckiego w Gębicach - czyli nigdzie nie wyjechała, natomiast Czesława pojechała do Leona Górnego i Marii Niezgodzkiej do Opalenicy, gdzie wtedy mieli młyn.

I tak siostry rozdzielone wychowywały się pod skrzydłami rodziny Górnych. O ile Władysława dostała i dobrą opiekę i wychowanie i wykształcenie u cioci Salomei, tak dla Czesławy dorastanie w Opalenicy nie było przyjemne. Z opowiadań rodzinnych, które każdy podkreśla w ten sam sposób - Czesława była raczej służącą niż przybraną córka - tak jak to było w przypadku Władysławy.
Żyje jedna z najbliższych kuzynek Czesławy i Władysławy - córka Salomei Górnej. Była kiedyś razem z matką w odwiedzinach Leonów w Opalenicy.
Maria Niezgodzka zażyczyła sobie aby Czesia zaniosła jej ze służącymi wannę do ogrodu a następnie całą zapełniły gorącymi wiadrami wody.

Można by tutaj mnożyć różnych opowieści, ale nie w tym rzecz. Skupmy się na faktach. Po 15 latach ojciec Czesławy i Władysławy ożenił się ponownie za Panią Pokorską. Okazało się że ta kobieta była wielkiego serca. Chciała aby córki Leona Floetera zamieszkały z nimi. Dziewczyny w końcu miały swój dom i dobrą macochę.

Władysława założyła rodzinę z Władysławem Łaganowskim. Oboje już niestety nie żyją. Mieli oni 4 córki, z czego jedna mieszka w miejscu gdzie była piekarnia i mieszkali Pelagia Górna i Leon Floeter.

Zdjęć Czesławy niestety nie mam. A zdjęć córek Władysławy i Władysława nie zamieszczę z wiadomych przyczyn.




Tak jak Tytuł wskazuje przeskoczmy teraz do Leona Górnego i Marii Niezgodzkiej.

Jak wynika z aktów zgonów jakie posiadam Leon Górny urodził się w Skubarczewie a Maria w Promnie.
Nie mam pojęcia jak się poznali. Wiem, że zawarli związek małżeński w Mogilnie w 1909 roku.
Leon jako przedsiębiorczy mężczyzna, patrząc na pracę ojca Marcina - właściciela karczmy- nauczył się tej sztuki.

Założył młyn w Strzelcach. Nie wiem z jakich przyczyn przeniósł swój interes do Opalenicy.
                        Na zdjęciu Maria i Leon Górni

Byli bardzo zamożnymi ludźmi na pogrzeb swojej matki w 1930 roku, Leon przyjechał do Gębic samochodem. Było to nie lada wydarzenie ! Mieli oni dwóch synów Romualda i Kazimierza. I jak już wcześniej wspomniałam na wychowaniu siostrzenicę Leona - Czesławę Floeter.

Gdy przyszedł czas wojny zostali oni wysiedleni do Pełczyny
Gospodarstwo w którym spędzili wojnę.

Po wojnie postanowili założył młyn w Wągrowcu.


Do nie dawna był on jeszcze w Wągrowcu, parę lat  temu został rozebrany.
Interes chyba dobrze był prowadzony bo rodzina była bardzo dobrze sytuowana.
Wracając do potomstwa. Oboje synowie osiedlili się w Wągrowcu. Kazimierz przejął interes po ojcu Leonie. Ożenił się z Joanną Plucińską . Jego brat - Romuald miał dwójkę dzieci Jerzego Leona i Jolantę. Zmarł w 1988 roku. Jego żona Zofia Gnat żyje i ma się dobrze. Mieszka w domu pobudowanym obok dawnego młyna. W tym roku Zofia skończyła 93 lata.

Kazimierz i  Jego żona Joanna Plucińska też są w zasadzie nieznana naszej rodzinie. Wiem tylko że miał dwójkę dzieci Marka i Annę.

Na zdjęciu od lewej Leon, Maria, Kazimierz Górni.

Jak wspominają Ci którzy znali i Leona i jego ojca - Marcina, byli nieomal identyczni, a na starość Leon podobno do złudzenia przypominał swojego ojca !

Na koniec wkleję jeszcze jedno zdjęcie Leona i Mari Górnych i żegnam się na tymczasem w ten sobotni poranek !






Arkuszewo + Lubochnia

Dawno mnie nie było, ale za to wracam z wielką Pompą, pełna nowych pomysłów.

Jak już wspomniałam w czasie wojny moi pradziadkowie Joanna i Antoni  mieszkali najpierw w Arkuszewie (obecna dzielnica Gniezna ) a potem w Lubochni.

W Arkuszewie dzierżawili duże gospodarstwo, tam też jako pierwsza z rodzeństwa, opuściła rodzinny dom, Maria Górna. Wyszła za mąż za Tadeusza Drzewieckiego.


ślub Mari Górnej i Tadeusza Drzewieckiego, Arkuszewo 1945 rok.




Rodzina Górnych spędziła 5 lat w Arkuszewie. Na zdjęciu po lewo pradziadek Antoni Górny, następny mój dziadek Hieronim i jego sympatia


Na zdjęciu od lewej Maria Górna, koleżanka, Hieronim Górny, jego sympatia a z przodu pradziadkowie Joanna i Antoni Górni.


Wszystkie zdjęcia, które zamieszczam są przeważnie zrobione przed wejściem do domu w Arkuszewie, tak się złożyło, że będąc 5 lat temu w tych okolicach byłam zobaczyć z moimi rodzicami czy ten dom, całe gospodarstwo, nadal istnieje. Okazało się, że tak, ale nic się nie zmieniło od ponad 60 lat, będąc tam miałam wrażenie że czas stanął w miejscu. Nic się nie zmieniło a obejście jest już bardzo zaniedbane.


Te same osoby na zdjęciu tak samo jak powyżej.

Za wiele nie wiem co się dokładnie działo w Arkuszewie z moimi przodkami w czasie wojny. Wiem również że właśnie w Arkuszewie pradziadkowie obchodzili 25 lecie małżeństwa.





Uroczystość kościelna odbyła się w kościele w Żydowie. Był to rok 1944.

Następnie od 1945 roku do 1948 pradziadkowie mieszkali ze swoimi dziećmi w Lubochni, gdzie również dzierżawili gospodarstwo.

W 1949 roku pradziadkowie kupili ( w końcu ) własne gospodarstwo w Krzekotowie. Gospodarstwo miało 25 ha. Z ładnym domem i zadbanym obejściem. Gospodarstwo wraz z kupnem zapisali na mojego dziadka Hieronima, po paru turbulencjach rodzinnych, w sierpniu 1950 roku mój dziadek w wieku 30 lat, ożenił się z moją babcią - Aleksandrą.

Ze względu na to, że moja babcia żyje nie zamieszczę ich zdjęć ślubnych . Mam nadzieje, że to zrozumiecie, jeśli babcia wyrazi zgodę od razu to zrobię.

I tak kończę pewien etap historii moich pradziadków.

Następnym etapem będzie ostatnie 13 lat życia pradziadków w Krzekotowie, gdzie pamiętają to doskonale ich synowa i wnuki - najbardziej mój ojciec mieszkający z nimi, kochający do granic możliwości swojego dziadka Antoniego - będąc jednocześnie jego imiennikiem :)